Grecy

Aby zrozumieć Greków, trzeba uświadomić sobie, jak niedawno i w jakich okolicznościach doszło do powstania współczesnego państwa greckiego. Jeszcze w początkach tego stulecia wiele części Grecji — Kreta, Macedonia, Wyspy Jońskie i Dodekanez — pozostawało w rękach tureckich (a w przypadku tych ostatnich, w brytyjskich i włoskich). Równocześnie połowa etnicznych Greków żyła poza granicami nowo utworzonego królestwa, w Azji Mniejszej, Egipcie i na północnych Bałkanach. Wszystko zmieniło się nagle i brutalnie po wojnach bałkańskich (1912-13) i wymianie ludności „greckiej” i „tureckiej” w latach 1922-23. Jeszcze tragiczniejsze wydarzenia przyniosła ze sobą II wojna światowa i bezpośrednio po niej następująca wojna domowa między komunistami, którzy pod okupacją hitlerowską stanowili trzon ruchu oporu, a wspieraną przez Zachód „rządową” prawicą. Kolejnym mrocznym okresem w historii były wojskowe rządy junty pułkowników w latach 1967-73.

Pamięć o okrucieństwie, przymusowych migracjach i osobistych tragediach jest nadal żywa w greckim społeczeństwie i nie zmieniło tego ostatnie kilkanaście lat demokratycznej stabilności i wzrostu gospodarczego po przyłączeniu się do EWG. Nietrudno dostrzec, że Grekami powodują złożone, często przeciwstawne impulsy, których nie da się wytłumaczyć po prostu pozycją Grecji, będącej naturalnym pomostem między Europą a Bliskim Wschodem. Ludzie wydają się tu na ogół ekstrawertykami, ale czuć w nich zarazem jakiś silny pesymizm; wielu — znie­chęconych ubóstwem i brakiem perspektyw w ojczyźnie — decyduje się na emigrację. Ci, którzy pozostają, korzystają (a raczej do niedawna mogli korzystać) z dob­rodziejstw polityki pełnego zatrudnienia, której efektem był najniższy wskaźnik bezrobocia w całej Europie Zachodniej. Minusem takiego rozwiązania było czasem pozbawienie ludzi własnej inicjatywy, ale kiedy próbowano skorygować tę politykę gospodarczą, doszło do masowych strajków.

Z drugiej strony, precyzja i kunszt greckich rzemieślników są legendarne, nie zaszkodził im nawet kryzys po ewakuacji Azji Mniejszej i gwałtownym wyludnieniu się wsi, których mieszkańcy przenieśli się do ponurych slumsów wokół Aten i innych wielkich miast. Podziwiając współczesną, nowoczesną Grecję, nietrudno zapomnieć, że do niedawna jeszcze był to kraj typowo rolniczy, a i dzisiaj jest on tyleż częścią Pierwszego Świata co Trzeciego. Choć autobusy jeżdżą tu z niemiecką dokładnością, promy pływają równie nieregularnie jak za czasów Odysa.

Gwałtownym zmianom podlega także stosunek Greków do masowej turystyki i ogólnie cywilizacji dwudziestego wieku, która na dobre wkroczyła tu właściwie dopiero jakieś 20-30 lat temu. Było to zetknięcie bolesne, a niekiedy wręcz zabójcze dla społeczeństwa w znacznej części wiejskiego, tradycyjnego i konserwatywnego. Choć na ogół Grecy potrafili się przystosować do najazdu turystów i — przynajmniej w częściej odwiedzanych regionach — z radością oddają się zarabianiu pieniędzy na gościach z zagranicy, wobec starszego pokolenia nadal wskazane jest zacho­wywać szczególną ostrożność. Trudno wprost wyobrazić sobie reakcję odzianych na czarno babci i dziadków na nudyzm czy choćby skąpe stroje kąpielowe w kraju, w którym jeszcze niedawno Kościół Prawosławny stał na straży wiary i tożsamości narodowej.

Gdzie i kiedy jechać

Nie istnieje coś takiego jak typowa grecka wyspa; każda z nich ma &wój własny • wyraźny charakter, wygląd, historię, florę, a nawet specyficzną klientelę wśród turystów. To samo dotyczy poszczególnych prowincji na lądzie stałym. Spotkać można tu wszelkie możliwe krajobrazy, od gór na północnym zachodzie i wilgotnych lasów Pilionu po kamienne pustynie półwyspu Mani, od łagodnych, jakby nieco teatralnych, pagórkowatych wybrzeży Peloponezu po porośnięte topolami równiny Macedonii, od pachnących żywicą Skiathos i Samos po smagane wiatrem skały środkowych Wysp Egejskich. Atramentowe pióra cyprysów, srebrno-zielone gaje oliwne, błękitne wzgórza na horyzoncie, bezkresne, lśniące morza — wszystko to nieodmiennie kojarzy się z greckimi krajobrazami.

Większość miejsc i ludzi wygląda znacznie sympatyczniej, znacznie bardziej grecko, poza szczytem sezonu od końca czerwca do końca sierpnia, kiedy wrażenia przytępione są z powodu upałów i tłumów. Ciepło i słonecznie jest także początkiem czerwca i września, zwłaszcza na Sporadach i północno-wschodnich Wyspach Egejskich. W październiku, szczególnie w Grecji zachodniej i w górach, często trafić można na burze, ale na ogół panuje „lato św. Demetriusza”, jak Grecy określają tę porę roku. Jesień jest z zasady piękna, słońce nie świeci tak ostro jak latem, morze jest nierzadko cieplejsze od powietrza, a kolory subtelniejsze.

Najzimniej jest od grudnia do marca, pogoda jest zwykle wówczas niezbyt stabilna, ale zdarzają się też i piękne dni z doskonałą widocznością; wczesną wiosną na nizinach zakwitają wspaniałe kwiaty. Zimniej i wilgotniej jest oczywiście na północy kraju i w wyższych partiach gór, gdzie śnieg zalega od listopada do kwietnia. Najbardziej niezmienną pogodą w zimie odznacza się Dodekanez, w rejonie Rodos, oraz północno-wschodnia Kreta. W marcu i kwietniu z pogodą bywa bardzo różnie, warto jednak wybrać się wtedy na Wyspy Jońskie lub Dodekanez; do maja sytuacja się już na ogół stabilizuje i jest to chyba najlepszy okres na zwiedzanie Krety, Peloponezu i Cyklad, nawet jeśli morze jest jeszcze nieco zbyt zimne na kąpiel.

Inne czynniki, które mogą wpłynąć na decyzję o tym, kiedy jechać do Grecji, związane są głównie z ilością turystów. W szczycie sezonu zawsze spada jakość obsługi, a ceny noclegów znacznie rosną. Kto może wybrać się na wakacje tylko w lipcu lub sierpniu, powinien przynajmniej starannie zaplanować trasę, z dala od utartych szlaków. Warto na przykład zajrzeć w mniej popularne rejony Peloponezu albo do Grecji północnej czy też poszukać takiej wyspy, na której prom pojawia się nie częściej jak raz dziennie i brak jeszcze lotniska.

Poza sezonem, zwłaszcza w okresie od listopada do marca, promy pływają bardzo nieregularnie, a po przybyciu na miejsce okazuje się często, że niemal wszystko jest zamknięte na głucho. Na głównych trasach wygląda to znacznie lepiej, w każdym dużym mieście portowym czynny jest przynajmniej jeden hotel. Na lądzie stałym podróż poza sezonem nie przedstawia żadnych specjalnych trudności.