GENNADI, leżąca przy nadmorskiej drodze, oferuje mnóstwo ułatwień dla turystów, chociaż organizatorzy wycieczek jeszcze tu nie dotarli. Wybrzeże jest puste, aż do PLIMIRI, które składa się z jednej tawerny w osłoniętej, piaszczystej zatoce. Obok zrujnowanego nadbrzeża, spoczywa zatopiony przed dziesięcioma laty wrak, przyciągając doświadczonych płetwonurków. Poza Plimiri droga zakręca w głąb lądu do KAT A VII, oddalonej o 100 kilometrów od stolicy. Jest tu kilka tawern przy skrzyżowaniu dzielącym plac i parę pokoi do wynajęcia. Miejscowość, podobnie jak wiele innych na południu, jest w trzech czwartych opuszczona. Właściciele zamkniętych domów pracują w Australii lub w USA.
Z Katavii wyboisty, oznaczony szlak prowadzi do Prassonissi. Jest to najdalej wysunięty na południe punkt Rodos, ze zautomatyzowaną dopiero w 1989 roku latarnią morską. Od maja do października można ją zwiedzać, spacerując w poprzek szerokiej i niskiej piaszczystej łachy, lecz zimowe sztormy zalewają to wąskie połączenie i zamieniają Prassonissi w prawdziwą wyspę. Nawet w lecie przeważające północno-zachodnie wiatry spychają pływaków na zawietrzną stronę tego cypla, a na pełnym wietrze pozostają światowej klasy windsurfingowcy. Namioty i przyczepy kempingowe ustawione są wśród nieustannie szeleszczących na wietrze rachitycznych jałowców. W wodę można się zaopatrywać w tawernach położonych po obu stronach drogi dojazdowej. Knajpa stojąca koło starego wiatraka ma milszy charakter, lecz uwaga na ryby — świetne, ale należą do najdroższych w Grecji.