Gdy wyjeżdża się z doliny Aliakmonas na niedawno wyasfaltowaną boczną drogę w stronę jezior Prespa, trudno zgadnąć, co czeka przy jej końcu. Dopiero na szczycie przełęczy oczom ukazuje się lśniący akwen poznaczony wyspami i skałami. W pierwszej chwili nie robi szczególnego wrażenia, ale im dłużej się tu przebywa, tym bardziej dostrzega się w tym zakątku — położonym jakby na końcu świata —jakąś niezwykłość, by nie rzec niesamowitość.
Okolice jezior Prespa — obecnie jeden z najważniejszych rezerwatów przyrody na Bałkanach — za czasów Bizancjum były ważnym miejscem wygnania dla wielu niepokornych wielmoży. Wyjaśnia to obecność zdumiewającej liczby budowli sakralnych w tej odludnej części Macedonii. W X w. na krótko przeniósł się tu dwór bułgarskiego cara Samuela, pokonanego niebawem przez bizantyjskiego cesarza Bazylego II. Za czasów Imperium Osmańskiego tereny te na powrót popadły w zapomnienie, z którego wydobyły je dopiero wojny w XX w. — w każdej z nich rejon, na swe nieszczęście, miał strategiczne znaczenie militarne. Zacięte walki toczono tu iż do greckiej wojny domowej 1947-49. (W 1988 r. świadkowie pożaru lasu na wschodnim brzegu mogli obserwować groźny spektakl, kiedy to z powodu gorąca masowo poczęły eksplodować niewypały.) Po wojnie tereny te bardzo się wyludniły; posługujący się językiem macedońskim mieszkańcy okolicznych wiosek wskutek polityki rządu próbującego ich na siłę zasymilować, emigrowali masowo do Wschodniej Europy, Północnej Ameryki i Australii. Dopiero w ciągu ostatnich dziesięciu lat we wsiach, nadal stosunkowo zacofanych i zaniedbanych, zaczęli pojawiać się ludzie, zbierający latem na polach fasolę i siano.
Mikri Prespa, położone bardziej na południu, jest na ogół płytkie i zarośnięte trzciną; jego zachodni kraniec tworzy wąską zatokę wcinającą się w terytorium Albanii. Granice Grecji, Albanii i dawnej Jugosławii spotykają się na środku głębszego Megali Prespa; wody podzielone są między poszczególne państwa nierówno, niewykluczone więc, że w przyszłości znowu stanie się to zalążkiem jakiegoś konfliktu bałkańskiego. W ciągu ostatnich kilku lat z jeziora korzystali uciekinierzy z Albanii. Obecnie oba zainteresowane rządy uzgodniły, że wszyscy nielegalnie przekraczający granicę będą odsyłani z powrotem, co odbywa się niemal każdego dnia. Jeśli wziąć pod uwagę, że przez całe lata trzeba było specjalnej • przepustki, by móc odwiedzić rejon jezior, i niepewną przyszłość tej części Bałkanów, to obecność armii greckiej jest wręcz zaskakująco niewielka. Wygląda to tak, jakby Atenom szkoda było tracić pieniądze i środki na rdzennie słowiańskie ziemie, których mieszkańcy znani są z podejrzanych sympatii politycznych.
Właściwy park narodowy, założony w 1971 r., obejmuje tylko jezioro Mikri Prespa i jego brzegi, ale strefa ochronna rozciąga się aż w głąb okolicznych gór, zapewniając dzięki temu ochronę licznym gatunkom ssaków lądowych. Niemal zawsze można tu spotkać przebiegające przez drogę lisy, znacznie bardziej ostrożne są wilki i niedźwiedzie grasujące w wyższych partiach gór; przede wszystkim jednak rejon Prespy słynie z dzikiego ptactwa. Gatunków drapieżnych żyje tu ledwo kilka, przeważają czaple, kormorany, perkozy i pelikany, które jaja składają wiosną, tak że latem zobaczyć można już duże pisklęta. Ptaki żywią się częściowo licznymi wężami, w tym żmijami i niegroźnymi wężami wodnymi, na które natknąć się można podczas kąpieli. Położenie wież obserwacyjnych, np. w miejscu zwanym Opagia, zaznaczono na tablicach z mapą parku; niestety właściwie wszystkie są zbutwiałe i nie sposób się na nie wspiąć. Nie ma jednak co narzekać: niezapomnianych wrażeń dostarcza każdy wschód słońca spędzony z lornetką na skraju trzcin (w głąb nie wolno ani wchodzić, ani wpływać na łódce).
Autobusy z Floriny jeżdżą bardzo nieregularnie, tak że praktycznie nie można poruszać się tu bez własnego środka transportu, tj. roweru górskiego lub samochodu. Nie należy też oczekiwać jakichś szczególnych usług turystycznych: jedzenie jest tu przyzwoite i niedrogie, ale bardzo proste, to samo powiedzieć można o noclegach.